wtorek, 11 lutego 2014

Wywiad z Panią Martą Grzebułą

                                                     
1.
Annie:  Kiedy odkryła Pani swój talent/pasję do pisania ?
 Marta Grzebuła- Podczas wszystkich wywiadów odpowiadam tak samo. "Pan Tadeusz" Adama Mickiewicza, jest "sprawcą" mojej pasji. Nie tylko do tworzenia, ale przede wszystkim czytania.  Zrozumiałam wagę słowa. Pojęłam jego - nazwijmy to - wielowarstwowość.  I tak zaczęłam swoistą przygodę ze słowem. Pisałam jedno, wpatrując się w nie, doszukując się owej warstwy, ale nie tylko również obrazów. Dam prosty przykład, proszę powiedzieć, lub napisać słowo "mama". Kogo Pani {Pan} widzi? Jaki obraz temu towarzyszy? Podpowiem. Może jest w kuchni i właśnie gotuje obiad? A może szykuje Panią {Pana} na pierwszy bal? Tak właśnie to działa. Jakiekolwiek słowo bym nie wypowiedziała, napisała, towarzyszą mu niemal od razu obrazy i warstwy. To właśnie zawdzięczam "Panu Tadeuszowi" Miałam trzynaście lat i marzenia, już wtedy, aby pisać. A moja mama tylko to we mnie umacniała. I to ona była tak naprawdę moją pierwszą nauczycielką, krytykiem oraz - z czasem- fanką {Uśmiecham się na samo wspomnienie tamtych chwil} Ale to epopeja narodowa była moimi "wrotami" do mojej wyobraźni, do daru poznania i do tego zrozumienia.
 2.
Annie: Czy ma Pani jakąś książkę swojego autorstwa, która jest dla Pani szczególnie ważna ? Jeżeli tak, to która i dlaczego ?
 Marta Grzebuła - "Dotykając nieba" To powieść, którą zaczęłam pisać na przełomie lat 2005- 2007. Pragnęłam w tej powieść słowem pisanym powiedzieć mojej mamie, jak bardzo Ją kocham. I tak, z dnia na dzień opisywałam losy Kingi { to moje drugie imię} Opisywałam jej pierwsze miłości, jej pierwszej pasje, czy rozczarowania. Ale moja bohaterka nigdy tak naprawdę nie była sama. Obok niej była ta,  która "nie tylko dała jej życie,  ale nauczyła jak żyć, wskazując drogę" {to cytat, który oddaje i opisuje to, co ja otrzymałam od mamy i jest mój. Pochodzi z książki "Kobieta z okna"}. Ale jak to i  w prawdziwym życiu bywa,  Kinga raz słuchała,  a raz nie podszeptów książkowej mamy, lecz ta zawsze przy niej była. Młoda bohaterka wiedziała, że mam wsparcie i miłość matki. Książka ta jest nośnikiem nie tylko tego daru, daru miłości, ale wielu innych pozytywnych i mniej pozytywnych emocji; zdrady, kłamstwa, intrygi, a nawet śmierci. Nie należy jednak oczekiwać  autobiografii,  ale z pewnością oddałam w tej powieści to, co pragnęłam miłość,  przyjaźń,  partnerstwo,  jakie  łączyło mnie z mamą. To mój hołd. Reszta jest  fikcją literacką, à propos mamy...By nie było tak całkiem idealnie { uśmiecham się na to wspomnienie} to  właśnie ona była moim pierwszym ostrym, jak brzytwa krytykiem, korektorem a zarazem słuchaczem. Lubiłam te wieczory, gdy obie przy herbacie, lub kawce siedziałyśmy i "układałyśmy życie " Kingi. Wiele pomysłów poddała mi właśnie mama. W połowie pisania powieści Jej zabrakło. Odeszła nagle. Śmierć przyszła po Nią, jak złodziej, po cichu. Przez pół roku nie mogłam sięgnąć po zapiski, ale zmobilizowałam się, właśnie dla Niej. I wtedy powieść ewoluowała. Zmianie uległ tytuł i nie tylko. Stała się połączeniem gatunku. Ale jakich? Cóż, zapraszam do książki.

 3.
Annie:Woli Pani pisać czy czytać książki ?
 Marta Grzebuła - Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć na te pytanie. Ponieważ stawiam między pisaniem a czytaniem znak równości.
 4.
Annie: Pracuje Pani w medycynie, na 2 etaty do tego dom, codzienne sprawy. Jak w tym natłoku obowiązków znajduje Pani czas na pisanie ?
 Marta Grzebuła - Nie wyobrażam sobie go nie znaleźć.  Gdy moi trzej synowie byli jeszcze mali, gdy również pracowałam na dwa etaty, a do tego miałam dość "wyboiste życie", również znalazłam czas na czytanie, pisanie prozy, czy wierszy. Po prostu zawsze mawiam: " Chcieć to móc". I tu tkwi tajemnica. Teraz, gdy synowie są dorośli, gdy mam wsparcie w mężu, który stał się, jakby "kołem ratunkowym" mojego życia, wszystko stało się jeszcze prostsze.
  5.
Annie: Jak to się stało że postanowiła Pani zostać pisarką?
 Marta Grzebuła - Nie wiem, czy słowo "postanowiła" jest właściwie? Ja o tym marzyłam od dziecka, tak jak o tym by zostać pielęgniarką. I dążyłam do tego. Ale czy myślałam już wtedy o sobie w kategoriach - pisarki? Nie. Często na podwórko zamiast lalek wynosiłam swoje zeszyty i czytałam grupce rówieśników to, co napisałam. Zazwyczaj spotykałam się z akceptacją, czasem z zachwytem, a wtedy dostawałam "skrzydeł" biegłam do domu i pisałam kolejne, niejednokrotnie zarywając noc. Lecz lata mijały, dorastałam a wraz z tym poczucie lęku, i niepewności. Wówczas tracąc tę spontaniczność, tak typową dla dziecka- odwagę, zaczęłam pisać do szuflady. I to dosłownie. Aż do 2010 roku, gdy w trzy lata po przeprowadzce mój mąż  odkrył starą komodę z tysiącami zapisanych kartek. A po śmierci Mamy z kolejnej komody doszły pozostałe zapisane kartki. Henryk wówczas powiedział to, co przez lata mówiła mama:
 " Martusiu czas marzenia nazwać celem" . I tak ruszyło.
 6.
Annie:Jaki jest Pani ulubiony gatunek książek?
 Marta Grzebuła - Na to pytanie odpowiem krótko. Każdy gatunek. Ponieważ każdy, coś wnosi w mój świat emocji, doznań, wrażeń. Po prostu we mnie. 
 7.
Annie: Ile czasu zajęło Pani napisanie pierwszej książki ?
 Marta Grzebuła - To mini- powieść "Epizod na dwa serca". Był luty 2005 rok. Miałam urlop, dwa tygodnie. I w tym czasie, gdy dzieci były na feriach, pisałam dzień i noc...I tyle trwało jej napisanie. Po roku 2008 raz jeszcze do niej usiadłam, aby ją przepisać.  I wtedy sporo dodałam, zmieniłam, ale w rzeczywistości powstała w dwa tygodnie, choć później przez  ponad pół roku nad nią pracowałam...No cóż...tak się dzieje z każdą z moich napisanych powieści, a nawet wierszy. 
 8.
Annie:Czy wspiera Panią rodzina ?
 Marta Grzebuła - Wspiera, otacza ciszą, gdy tego potrzebuję a nawet słucha, gdy muszę { a tak zawsze się dzieje } czytać dany tekst na głos. I to oni, mąż, pasierbica, czy wcześniej synowie, jak jeszcze mieszkali w Polsce, stawali się moimi krytykami, a czasem "podpowiadaczami" Często słyszałam: " mamciu popraw to...", "mamciu jakbyś tak to napisała byłoby lepiej..." Czy też: " Kochanie, nie uśmiercaj połowy miasta. "- to słowa męża. A Magdalena pasierbica często dodaje: " Nich się kochają, ale tak wiesz...bosko" i wzdycha. A ja słucham, uśmiecham się i piszę. Bo przecież piszę także i dla nich. Synowie żartują wówczas, że mają "książkę na życzenie" Tak było w przypadku "Szachownicy Śmierci". To najstarszy syn Michał był moim "podpowiadaczem". On też jest modelem na okładce, mało tego On ją zaprojektował. Ale nigdy, tak naprawdę, nie ingerują w tekst. Oni, moja rodzina, jako pierwsi Czytelnicy, bywają, a proszę mi wierzyć, najostrzejszymi krytykami. czasami aż boję się im czytać. { Uśmiecham się i na te wspomnienie}
 9.
Annie:Skąd pomysły na książki ? Przychodzą same czy mają jakieś swoje źródło?
 Marta Grzebuła -  Chcąc odpowiedzieć na to pytanie, muszę wrócić do pierwszego pytania. Słowa i obrazy. Tak też jest w przypadku poezji. Pani powie słowo, a ja zobaczę obrazy, jakie się za nim kryją. Zmierzam do tego, że gdy jakieś słowo mnie "nęka" już wiem, czy powstanie wiersz, czy książka. I rozbudowuję je kolejnymi słowami = obrazami...To jak puzzle.  Słowo "rodzi" obraz".  Obraz kolejne słowo. A i sny są swoistymi drzwiami do świata mojej wyobraźni. Ale nie tylko...Całkiem niedawno powiedziałam koleżance, która zadała mi podobne pytanie, że nie będę oryginalna w odwiedzi na to pytanie. Ale prawdą jest i to, że to właśnie życie pisze najlepsze książki. Trzeba je umieć tylko spisać .Wcześniej bacznie to życie  podpatrując.  Nawet swoje {uśmiech}.
 10.
Annie:Czy bierze Pani uwagi recenzentów na poważnie i stara się Pani wziąć je pod uwagę przy kolejnym pisaniu, czy może się Pani nimi nie przejmuje ?
 Marta Grzebuła - Recenzent to przede wszystkim Czytelnik. Więc, jak mam Go nie brać "na poważnie?" Ale gdy przeczytam słowo " gniot" wtedy burzy mi się krew w żyłach. I nie dlatego, że akurat moja powieść została "obdarzona" takim słowem. Po prostu słowo to mnie drażni i rani ponieważ uważam że osoba pisząca recenzję powinna wynieść się nad poziom żargonu i wykazać się klasą. Tak zwyczajnie, po ludzku, nie przystoi takie słowo osobie, która tyle i z pasją czyta i określa się mianem "recenzent". Bo moim zdaniem, nie mnie, jako autorce urąga a sobie samej. Ale  odpowiadając ściślej na to pytanie...Tak rozważam, skupiam się, choć bywa że ze łzą w oku,  i zastanawiam się nad ową recenzją. Nad tym, co tak naprawdę i mnie chciała dana osoba przekazać.  I jeszcze jedno. Sama piszę recenzję "Nietypowe recenzje Marty" i gdybym nawet miała zrecenzować książkę,  która mnie rozczarowała, nie porwała swoją fabułą nigdy nie napisałam i tak nie napiszę { bo wiem, jak to boli} słowa "gniot".  I nie napiszę też jeszcze jednego: "Nie polecam, ostrzegam, nie czytajcie książek tej autorki"Nigdy nikogo nie przekreślam, ani po jednej, ani dwóch, czy trzech książkach. Bo bywa, że ta jedna jedyna okaże się arcydziełem. Tą zasadę przekładam również na życie. Nikogo nie przekreślam, nie oceniam definitywnie. I nie mówię słowa "nigdy nie..." w odniesieniu do ludzi, czy sytuacji.

Kilka słów od Pani Marty :
Dziękuję za możliwość odpowiedzenia na te pytania. Pozdrawiam wszystkich Recenzentów, Czytelników.
Marta Grzebuła


Ja również chciałam podziękować Pani Marcie Grzebule za to, że znalazła czas i chęci na odpowiedzenie na moje pytania.


                                                                                           Pozdrawiam Annie

3 komentarze:

  1. Ja czekam na "Przepaść samobójców" ;))) Tyle ostatnio słyszę o autorce... :) No nic, bardzo przyjemny wywiad, ale nie spodziewałam się, że kluczową lekturą może być "Pan Tadeusz" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikt się nie spodziewał :) Pozdrawiam Annie

      Usuń