1.
Annie: Kiedy odkryła Pani swój talent/pasję do
pisania ?
Marta
Grzebuła- Podczas wszystkich wywiadów odpowiadam tak samo. "Pan
Tadeusz" Adama Mickiewicza, jest "sprawcą" mojej pasji. Nie
tylko do tworzenia, ale przede wszystkim czytania. Zrozumiałam wagę słowa. Pojęłam jego -
nazwijmy to - wielowarstwowość. I tak
zaczęłam swoistą przygodę ze słowem. Pisałam jedno, wpatrując się w nie,
doszukując się owej warstwy, ale nie tylko również obrazów. Dam prosty
przykład, proszę powiedzieć, lub napisać słowo "mama". Kogo Pani
{Pan} widzi? Jaki obraz temu towarzyszy? Podpowiem. Może jest w kuchni i
właśnie gotuje obiad? A może szykuje Panią {Pana} na pierwszy bal? Tak właśnie
to działa. Jakiekolwiek słowo bym nie wypowiedziała, napisała, towarzyszą mu
niemal od razu obrazy i warstwy. To właśnie zawdzięczam "Panu
Tadeuszowi" Miałam trzynaście lat i marzenia, już wtedy, aby pisać. A moja
mama tylko to we mnie umacniała. I to ona była tak naprawdę moją pierwszą
nauczycielką, krytykiem oraz - z czasem- fanką {Uśmiecham się na samo
wspomnienie tamtych chwil} Ale to epopeja narodowa była moimi
"wrotami" do mojej wyobraźni, do daru poznania i do tego zrozumienia.
2.
Annie:
Czy ma Pani jakąś książkę swojego autorstwa, która jest dla Pani szczególnie
ważna ? Jeżeli tak, to która i dlaczego ?
Marta Grzebuła - "Dotykając
nieba" To powieść, którą zaczęłam pisać na przełomie lat 2005- 2007.
Pragnęłam w tej powieść słowem pisanym powiedzieć mojej mamie, jak bardzo Ją
kocham. I tak, z dnia na dzień opisywałam losy Kingi { to moje drugie imię}
Opisywałam jej pierwsze miłości, jej pierwszej pasje, czy rozczarowania. Ale
moja bohaterka nigdy tak naprawdę nie była sama. Obok niej była ta, która "nie tylko dała jej życie, ale nauczyła jak żyć, wskazując drogę"
{to cytat, który oddaje i opisuje to, co ja otrzymałam od mamy i jest mój.
Pochodzi z książki "Kobieta z okna"}. Ale jak to i w prawdziwym życiu bywa, Kinga raz słuchała, a raz nie podszeptów książkowej mamy, lecz ta
zawsze przy niej była. Młoda bohaterka wiedziała, że mam wsparcie i miłość
matki. Książka ta jest nośnikiem nie tylko tego daru, daru miłości, ale wielu
innych pozytywnych i mniej pozytywnych emocji; zdrady, kłamstwa, intrygi, a
nawet śmierci. Nie należy jednak oczekiwać
autobiografii, ale z pewnością
oddałam w tej powieści to, co pragnęłam miłość,
przyjaźń, partnerstwo, jakie
łączyło mnie z mamą. To mój hołd. Reszta jest fikcją literacką, à propos
mamy...By nie było tak całkiem idealnie { uśmiecham się na to wspomnienie}
to właśnie ona była moim pierwszym
ostrym, jak brzytwa krytykiem, korektorem a zarazem słuchaczem. Lubiłam te
wieczory, gdy obie przy herbacie, lub kawce siedziałyśmy i "układałyśmy
życie " Kingi. Wiele pomysłów poddała mi właśnie mama. W połowie pisania
powieści Jej zabrakło. Odeszła nagle. Śmierć przyszła po Nią, jak złodziej, po
cichu. Przez pół roku nie mogłam sięgnąć po zapiski, ale zmobilizowałam się,
właśnie dla Niej. I wtedy powieść ewoluowała. Zmianie uległ tytuł i nie tylko.
Stała się połączeniem gatunku. Ale jakich? Cóż, zapraszam do książki.
3.
Annie:Woli
Pani pisać czy czytać książki ?
Marta
Grzebuła - Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć na te pytanie. Ponieważ stawiam
między pisaniem a czytaniem znak równości.
4.
Annie:
Pracuje Pani w medycynie, na 2 etaty do tego dom, codzienne sprawy. Jak w tym
natłoku obowiązków znajduje Pani czas na pisanie ?
Marta
Grzebuła - Nie wyobrażam sobie go nie znaleźć.
Gdy moi trzej synowie byli jeszcze mali, gdy również pracowałam na dwa
etaty, a do tego miałam dość "wyboiste życie", również znalazłam czas
na czytanie, pisanie prozy, czy wierszy. Po prostu zawsze mawiam: " Chcieć
to móc". I tu tkwi tajemnica. Teraz, gdy synowie są dorośli, gdy mam
wsparcie w mężu, który stał się, jakby "kołem ratunkowym" mojego
życia, wszystko stało się jeszcze prostsze.
5.
Annie:
Jak to się stało że postanowiła Pani zostać pisarką?
Marta
Grzebuła - Nie wiem, czy słowo "postanowiła" jest właściwie? Ja o tym
marzyłam od dziecka, tak jak o tym by zostać pielęgniarką. I dążyłam do tego.
Ale czy myślałam już wtedy o sobie w kategoriach - pisarki? Nie. Często na
podwórko zamiast lalek wynosiłam swoje zeszyty i czytałam grupce rówieśników
to, co napisałam. Zazwyczaj spotykałam się z akceptacją, czasem z zachwytem, a
wtedy dostawałam "skrzydeł" biegłam do domu i pisałam kolejne,
niejednokrotnie zarywając noc. Lecz lata mijały, dorastałam a wraz z tym
poczucie lęku, i niepewności. Wówczas tracąc tę spontaniczność, tak typową dla
dziecka- odwagę, zaczęłam pisać do szuflady. I to dosłownie. Aż do 2010 roku,
gdy w trzy lata po przeprowadzce mój mąż
odkrył starą komodę z tysiącami zapisanych kartek. A po śmierci Mamy z
kolejnej komody doszły pozostałe zapisane kartki. Henryk wówczas powiedział to,
co przez lata mówiła mama:
" Martusiu czas marzenia nazwać
celem" . I tak ruszyło.
6.
Annie:Jaki
jest Pani ulubiony gatunek książek?
Marta
Grzebuła - Na to pytanie odpowiem krótko. Każdy gatunek. Ponieważ każdy, coś
wnosi w mój świat emocji, doznań, wrażeń. Po prostu we mnie.
7.
Annie:
Ile czasu zajęło Pani napisanie pierwszej książki ?
Marta
Grzebuła - To mini- powieść "Epizod na dwa serca". Był luty 2005 rok.
Miałam urlop, dwa tygodnie. I w tym czasie, gdy dzieci były na feriach, pisałam
dzień i noc...I tyle trwało jej napisanie. Po roku 2008 raz jeszcze do niej
usiadłam, aby ją przepisać. I wtedy
sporo dodałam, zmieniłam, ale w rzeczywistości powstała w dwa tygodnie, choć
później przez ponad pół roku nad nią
pracowałam...No cóż...tak się dzieje z każdą z moich napisanych powieści, a
nawet wierszy.
8.
Annie:Czy
wspiera Panią rodzina ?
Marta
Grzebuła - Wspiera, otacza ciszą, gdy tego potrzebuję a nawet słucha, gdy muszę
{ a tak zawsze się dzieje } czytać dany tekst na głos. I to oni, mąż,
pasierbica, czy wcześniej synowie, jak jeszcze mieszkali w Polsce, stawali się
moimi krytykami, a czasem "podpowiadaczami" Często słyszałam: "
mamciu popraw to...", "mamciu jakbyś tak to napisała byłoby
lepiej..." Czy też: "
Kochanie, nie uśmiercaj połowy miasta. "- to słowa męża. A Magdalena
pasierbica często dodaje: " Nich się kochają, ale tak wiesz...bosko"
i wzdycha. A ja słucham, uśmiecham się i piszę. Bo przecież piszę także i dla
nich. Synowie żartują wówczas, że mają "książkę na życzenie" Tak było
w przypadku "Szachownicy Śmierci". To najstarszy syn Michał był moim
"podpowiadaczem". On też jest modelem na okładce, mało tego On ją
zaprojektował. Ale nigdy, tak naprawdę, nie ingerują w tekst. Oni, moja
rodzina, jako pierwsi Czytelnicy, bywają, a proszę mi wierzyć, najostrzejszymi
krytykami. czasami aż boję się im czytać. { Uśmiecham się i na te wspomnienie}
9.
Annie:Skąd
pomysły na książki ? Przychodzą same czy mają jakieś swoje źródło?
Marta
Grzebuła - Chcąc odpowiedzieć na to
pytanie, muszę wrócić do pierwszego pytania. Słowa i obrazy. Tak też jest w
przypadku poezji. Pani powie słowo, a ja zobaczę obrazy, jakie się za nim
kryją. Zmierzam do tego, że gdy jakieś słowo mnie "nęka" już wiem,
czy powstanie wiersz, czy książka. I rozbudowuję je kolejnymi słowami =
obrazami...To jak puzzle. Słowo
"rodzi" obraz". Obraz
kolejne słowo. A i sny są swoistymi drzwiami do świata mojej wyobraźni. Ale nie
tylko...Całkiem niedawno powiedziałam koleżance, która zadała mi podobne
pytanie, że nie będę oryginalna w odwiedzi na to pytanie. Ale prawdą jest i to,
że to właśnie życie pisze najlepsze książki. Trzeba je umieć tylko spisać
.Wcześniej bacznie to życie
podpatrując. Nawet swoje
{uśmiech}.
10.
Annie:Czy
bierze Pani uwagi recenzentów na poważnie i stara się Pani wziąć je pod uwagę
przy kolejnym pisaniu, czy może się Pani nimi nie przejmuje ?
Marta
Grzebuła - Recenzent to przede wszystkim Czytelnik. Więc, jak mam Go nie brać
"na poważnie?" Ale gdy przeczytam słowo " gniot" wtedy
burzy mi się krew w żyłach. I nie dlatego, że akurat moja powieść została
"obdarzona" takim słowem. Po prostu słowo to mnie drażni i rani
ponieważ uważam że osoba pisząca recenzję powinna wynieść się nad poziom
żargonu i wykazać się klasą. Tak zwyczajnie, po ludzku, nie przystoi takie
słowo osobie, która tyle i z pasją czyta i określa się mianem
"recenzent". Bo moim zdaniem, nie mnie, jako autorce urąga a sobie
samej. Ale odpowiadając ściślej na to
pytanie...Tak rozważam, skupiam się, choć bywa że ze łzą w oku, i zastanawiam się nad ową recenzją. Nad tym,
co tak naprawdę i mnie chciała dana osoba przekazać. I jeszcze jedno. Sama piszę recenzję
"Nietypowe recenzje Marty" i gdybym nawet miała zrecenzować
książkę, która mnie rozczarowała, nie
porwała swoją fabułą nigdy nie napisałam i tak nie napiszę { bo wiem, jak to
boli} słowa "gniot". I nie
napiszę też jeszcze jednego: "Nie polecam, ostrzegam, nie czytajcie
książek tej autorki". Nigdy
nikogo nie przekreślam, ani po jednej, ani dwóch, czy trzech książkach. Bo
bywa, że ta jedna jedyna okaże się arcydziełem. Tą zasadę przekładam również na
życie. Nikogo nie przekreślam, nie oceniam definitywnie. I nie mówię słowa
"nigdy nie..." w odniesieniu do ludzi, czy sytuacji.
Kilka
słów od Pani Marty :
Dziękuję
za możliwość odpowiedzenia na te pytania. Pozdrawiam wszystkich Recenzentów,
Czytelników.
Marta
Grzebuła
Ja
również chciałam podziękować Pani Marcie Grzebule za to, że znalazła czas i
chęci na odpowiedzenie na moje pytania.
Pozdrawiam Annie
Bardzo ciekawy wywiad! :)
OdpowiedzUsuńJa czekam na "Przepaść samobójców" ;))) Tyle ostatnio słyszę o autorce... :) No nic, bardzo przyjemny wywiad, ale nie spodziewałam się, że kluczową lekturą może być "Pan Tadeusz" :D
OdpowiedzUsuńChyba nikt się nie spodziewał :) Pozdrawiam Annie
Usuń